...
Przeciwnie. Usiądzie po drugiej stronie stołu i zacznie opowiadać o tym, jak zawsze pragnął mieć córkę. Zacznie czarować mnie opowieściami, co będę mogła zrobić z dziesięcioma milionami. Wyzna, że odnalezienie mnie to najlepsza rzecz, jaka przydarzyła się w całym jego życiu. - Rainie głos się załamał, ale zdołała się opanować. - Będę wątpiła w każde jego słowo. Będę tam siedziała i myślała, że albo jest najdoskonalszym dawno utraconym ojcem na świecie, albo kimś, kto chce mojej śmierci. Hej! Wszystko to w jeden dzień! - Rainie... - Zrobię to, Quincy. - Zmieniłem zdanie. Nie chcę, żebyś to robiła. Myliłem się. - Miałeś rację - rzuciła szorstko. Quincy zaniemówił. Spojrzał jej prosto w oczy. Dłuższą chwilę milczeli. - To jest bardzo trudne - powiedziała w końcu Kimberly. - To znaczy... Nawet nie wiemy, kim jest ten mężczyzna, a proszę, co on już z tobą robi. Mama nie żyje, Mandy nie żyje, a teraz musisz się martwić o Rainie i o mnie. - Zawsze bałem się o ludzi, na których mi zależy. - Ale nie tak. Nie tak strasznie. - Ja zawsze się martwię - powiedział cicho Quincy. - Taka jest natura mojej pracy. Wiem, co się może wydarzyć i myślę o tym do późna w nocy. - Nic nam nie będzie - stwierdziła stanowczo Kimberly. - Teraz już wiemy, co się dzieje, a informacje to potęga! On nic nam nie zrobi. - Zapoznamy się znacznie bliżej z Mitchelem Millosem - powiedział łagodnie Quincy. - Wyszperam jeszcze pięć do dziesięciu nazwisk, a potem zgłoszę się do Everetta i sprawdzę, czy mają coś nowego. Być może mój ojciec... - głos mu się załamał. Wziął się jednak w garść. - I podejdziemy tego Ronalda Dawsona. Tak czy inaczej znajdziemy coś na niego. - Mamy w rękawie ostatniego asa - odezwała się Rainie. - Phil de Beers w Wirginii. Nadal śledzi Mary Olsen. Zastanów się. Ona jest sama. Zdradziła swoją najlepszą przyjaciółkę, ma bardzo małe poczucie własnej wartości, bo inaczej w ogóle nie wplątałaby się w ten bałagan. Prawdopodobnie wyciąga już rękę do tego człowieka. Z każdym dniem będzie coraz bardziej chciała zobaczyć się z nim osobiście. A kiedy to się stanie... - Chcę mieć zdjęcia - rzucił natychmiast Quincy. - Najlepsze, jakie de Beers może zrobić. Musimy zdobyć dokładniejszy rysopis. - On się potrafi świetnie maskować - zaprotestowała Kimberly. - Rysopisy, które mamy, w ogóle do siebie nie pasują. W jaki sposób pomoże nam trzeci? - On tylko wydaje się dobry w kamuflażu. Jest tak, ponieważ polegamy na opisach laików - wskazała Rainie. - Najczęściej ludzie pamiętają kolor 197 oczu, fryzurę, zarost, ubranie, a to można łatwo zmienić. Nikt nie zwraca uwagi na elementy stałe, takie jak odległość między oczami, umiejscowienie uszu na głowie i kształt szczęki. Tych cech nie można zmienić. Jeśli zdobędziemy zdjęcie, nasi ludzie określą te stałe cechy i wreszcie będziemy mieli coś naprawdę konkretnego. - Skontaktujesz się z de Beersem? - spytał Quincy. - Zadzwonię od razu - obiecała Rainie i uśmiechnęła się lekko. - A później zatelefonuję do Mitza, żeby umówił mnie na spotkanie z tatusiem. Musimy się śpieszyć. Minęło trzydzieści sześć godzin od ostatniego uderzenia tego szaleńca. Wydaje mi się, że zostało nam niewiele czasu. 29 Wirginia