- Nie mogę.
- Możesz. Powiedz, że odchodzisz, i zabieram cię na ranczo. - Co zrobię, kiedy już znajdziesz krewnych Star? Zostanę bez pracy. Nie, nie mogę - powtórzyła stanowczo. - Trudno dzisiaj o pracę. Znajdź sobie kogoś innego. Ash zerwał się z kanapy. - Próbowałem! - krzyknął. - Dzwoniłem do wszystkich ośrodków opieki w okolicy. Nie przyjmują niemowląt. - Mała, obudzona wrzaskami, zaniosła się płaczem. Ash jęknął, odrzucił głowę do tyłu. - Błagam, nie rycz. Nie zniosę tego dłużej. Maggie rzuciła telefon i już była przy dziecku. Wzięła Laurę na ręce. - Ciągle płacze? 22 - Tak. - Ash spojrzał na nią bacznie. - Płakała prawie całą noc. - Karmiłeś ją? - Owszem. Trzy czy cztery razy. - Zmieniałeś pieluchy? Wzdrygnął się na wspomnienie mało sympatycznego obowiązku. - Tak. - Spała choć trochę? - Chyba tak. Kiedy nie ryczała, to chyba spała. Maggie zaczęła chodzić po pokoju, poklepując Laurę po pleckach. - Cicho, kochanie - uspokajała ją. - Już wszystko dobrze. Maggie jest przy tobie. Ash pomyślał, że powinien był od razu w drzwiach podać Maggie Laurę: najwyraźniej dobro małej stanowiło dla dziewczyny o wiele ważniejszy argument niż pieniądze, którymi ją kusił. No, może nie do końca. - Siedemset. - Słucham? - Ash nie zrozumiał. - Siedemset tygodniowo. I jeden dzień wolny w tygodniu. Przynajmniej jeden. - Siedemset - zgodził się i odebrał małą z rąk Maggie. - A teraz dzwoń do szefa i wracamy na ranczo. - Muszę złożyć wymówienie osobiście. - Ile ci to zajmie? - Ash był wyraźnie zawiedziony. - Nie wiem. Pół godziny? Nie musisz na mnie czekać. - Mocniej przytuliła niemowlę do piersi. - Przyjadę z Laurą swoim samochodem. ROZDZIAŁ DRUGI Kiedy ma się niewiele, pakowanie dobytku jest sprawą prostą. W piętnaście minut po wyjściu Asha Maggie była gotowa do drogi. Kolejny kwadrans i wysiadała z samochodu przed restauracją Longhorna, w której przepracowała cztery ostatnie lata. Właścicielkę znalazła przy barze; przeglądała jakieś faktury. Ogniście ruda, w obcisłych dżinsach, z grubą warstwą makijażu na twarzy, z nieodłącznym papierosem w zębach, Dixie sprawiała wrażenie równie tandetne,