Miał na sobie tylko bokserki, a jego naga bezwłosa pierś lśniła od
potu. – Och... – westchnęła zaskoczona i wzdrygnęła się odruchowo na widok jego zwalistej postaci, zagradzającej jej drogę. – Mam nadzieję, że pana nie obudziłam. Wydało mi się, że usłyszałam płacz jednego z chłopców. Poczuła od niego wstrętny odór whisky i ogarnął ją dobrze znany lęk. Spróbowała prześliznąć się do swojego pokoju. – Nie uciekaj... – wybełkotał. – Podobasz mi się, Lily... Od początku mi się spodobałaś. Tylko że ty chyba mnie nie lubisz. – Przysunął się bliżej. – Moglibyśmy się zabawić. Nie jesteś wstydliwa, co? Taka ładna dziewczyna musi być bardzo doświadczona w łóżku... Łypnął na nią pożądliwie. Wiedziała, że nie uda się jej dotrzeć do siebie i zerknęła rozpaczliwie na drzwi pokoju Thea. Gotowa była w ostateczności wpaść tam i obudzić go, żeby tylko jakoś wywikłać się z tej sytuacji. Oliver dostrzegł jej spojrzenie i uśmiechnął się leniwie. – Thea wezwano do szpitala do nagłego przypadku – oznajmił z satysfakcją. – Powiedział, że wróci dopiero rano. – Ujął ją pod brodę. – Podobasz mi się – powtórzył głupawo. Serce podeszło jej do gardła. Pchnęła go pięściami w pierś. – Jak śmiesz? – wydyszała. – Odsuń się ode mnie! Trzęsła się okropnie i obawiała, że zemdleje. Wiedziała, że musi szybko coś zrobić, zanim ten drań posunie się dalej. Niewiele myśląc, odwróciła się, zbiegła po schodach, wypadła na dwór przez frontowe drzwi i pognała na oślep przed siebie. Serce waliło jej szaleńczo, łzy spływały po twarzy – ale wydostała się, zdołała uciec i była wolna! Nie zdawała sobie sprawy, że wybiegła na chodnik. Ulica była zupełnie pusta i nikt nie widział jej desperackiej ucieczki. Jednak po pewnym czasie nocne powietrze, chłodzące jej rozpaloną twarz, nieco ją otrzeźwiło. Zwolniła i wreszcie zaczęła iść. W końcu przystanęła przy ulicznej latarni, objęła ją mocno, by nie upaść, oparła o nią czoło i stała tak długo, czekając aż odzyska opanowanie. Raptem uświadomiła sobie ze zgrozą, że zostawiła dzieci bez opieki... na łasce tego człowieka! Ogarnięta paniką, całkiem o nich zapomniała. Jak mogła do tego dopuścić? Pojęła, że jest zdana wyłącznie na siebie, i zawróciła. W tym momencie mijający ją samochód Thea zahamował gwałtownie z piskiem opon. Mężczyzna wyskoczył z niego, mocno objął dziewczynę i przez chwilę wpatrywał się w jej zapłakaną twarz. – Na litość boską, Lily, co się stało? – zawołał. Przywarła do niego, pokrzepiona bliskością jego mocnego ciała. – Przepraszam... – wyszeptała. Nic już nie powiedział, tylko niemal wniósł ją do auta. Siedziała z głową odchyloną do tyłu i zamkniętymi oczami, podczas gdy błyskawicznie przejechał kilkaset metrów, dzielących ich od domu. Drzwi frontowe nadal były otwarte, lecz z wnętrza nie dobiegał żaden dźwięk. Theo wbiegł po schodach, przeskakując po dwa stopnie na raz, i zajrzał do sypialń dzieci. Po chwili zszedł wolniej, otoczył Lily ramieniem, zaprowadził do kuchni i zamknął drzwi. Wciąż obejmując, zaczął ją łagodnie kołysać. Jej serce powracało powoli do normalnego rytmu. Przytuliła głowę do piersi Thea i rozpłakała się.