ale ciągnęła dalej: - Tylko Ŝe...
Uniósł dłoń. - Nie mam co się tłumaczyć. - Uśmiechnął się, bo pomyślał, Ŝe nawet nie wie, jak ona wygląda, gdy jest czymś poruszona, gdy się denerwuje. - Chodź, pokaŜę ci twój pokój. Później zabiorę twoje rzeczy z samochodu. - Dobrze - powiedziała z typowym dla niej nieśmiałym uśmiechem. Usłyszała, Ŝe Erika coś tam marudzi, i podąŜyła dzielnie za Markiem. Pierwszy raz wejdzie do środka tego domu. Poprzednio była tylko na werandzie, przyniosła jakieś papiery do podpisu. Rozglądała się, gdy Mark oprowadzał ją po domu, z pokoju do pokoju. Dom miał bogaty wystrój; piękne meble w stylu rustykalnym, skórzane obicia, motywy Dzikiego Zachodu. Pokój Eriki był całkiem inny. Na tle białej tapety barwne motywy z bajki „O królewnie ŚnieŜce i siedmiu krasnoludkach". Na środku łóŜeczko Eriki, a cały pokój jasny, kolorowy, jak dla małej księŜniczki. W pobliŜu okna - miniaturowe krzesła, kanapa oraz siedzący na jednym z krzeseł wielki puszysty miś. - Pięknie tu - powiedziała Alli z uśmiechem. - Dzięki za uznanie. To dzieło profesjonalnego dekoratora. Ja, kawaler, nie znam się na tych rzeczach. Musiałem się sporo nauczyć, gdy Erika zamieszkała u mnie. Odruchowo wziął dziecko od Alli, gdy mała wyciągnęła do niego rączkę. Wskazując na meble mówił: - NajwaŜniejsze jest to, Ŝeby pokój dziecinny wzrastał razem z dzieckiem, nie odwrotnie. Pierwszego dnia siedziałem na fotelu i kołysałem Erikę, Ŝeby zasnęła. Teraz ja siedzę sobie spokojnie, a ona się bawi. Alli skinęła głową, wyobraŜając sobie siedzącego na krześle Marka, nie spuszczającego wzroku z Eriki. I wizja numer dwa: ona, Alli, siedzi razem z nim na fotelu, na kolanach Marka, i pilnują razem dziecka. Ona, Alli, przytula się do Marka, z głową na jego ramieniu. Zamrugała powiekami, zła na siebie, Ŝe takie myśli ją prześladują. - Dobrze się czujesz, Alli? Pokręciła głową, ich spojrzenia spotkały się. - Dobrze, nic mi nie jest. Odniosła wraŜenie, Ŝe dopiero po dłuŜszej chwili powiedział: - No to chodź, pokaŜę ci twój pokój. ZauwaŜyła stojącą na komodzie fotografię w ramce. Wzięła ją do ręki. Przedstawiała parę młodych, uśmiechniętych ludzi, trzymających dziecko na ręku. - To Matt i Candice z paromiesięczną Eriką - powiedział Mark z nutą wzruszenia w głosie. Speszyła się, bo dopiero teraz spostrzegła, jak blisko siebie stali. Mark pochylił się nad zdjęciem, a ona czuła jego oddech na szyi. Ta bliskość wywołała w niej nieznane dotąd uczucia, aŜ zrobiło jej się gorąco. Starała się skoncentrować uwagę na fotografii, pełna obaw, Ŝe kaŜdy jej ruch głową spowoduje, iŜ jego usta dotkną jej ust. - Wspaniała rodzina - rzekła. - Sprawiają wraŜenie , szczęśliwych. - Usiłowała mówić wyraźnie, głośno, łudząc się, Ŝe w ten sposób zapanuje nad tym Ŝarem, jaki ją ogarnia. - Tak, byli bardzo szczęśliwi, kochali się. Zawsze im zazdrościłem. Mówił to tak szczerze, Ŝe nie mogła się powstrzymać i spojrzała mu głęboko w oczy. I co dostrzegła? Ból. Cierpiał. Kto zadał mu ten ból? Brat? Bratowa? Jego Ŝona? A moŜe wszyscy razem? Uniosła głowę i zmierzyła go badawczym spojrzeniem. Był przystojny, atrakcyjny. Miał śniadą cerę, gęste czarne brwi, kształtny nos. A jego usta... Nie mogła oderwać wzroku od jego ust. Ładnie zarysowane, delikatne, aŜ dziw u takiego silnego męŜczyzny. Ciekawe, jakie są w dotyku, pomyślała i zapragnęła tego dotyku...