- Powinni z niecierpliwością czekać, kiedy wreszcie mnie poznają - dokończyła
dziewczyna i zachichotała. - Ja byłabym zachwycona, gdyby mnie przedstawiono którejkolwiek z tych osobistości - stwierdziła pani Delacroix z posępną miną. - Ale wszyscy mnie ignorują. - Ach, gdyby to była prawda - odezwał się Kilcairn, podchodząc do nich. Alexandra przysunęła się do hrabiego. - Proszę więcej tego nie robić - szepnęła. - Czego? - Jeśli będę chciała zrobić z siebie widowisko, zatańczę nago na stole z przekąskami. Nie potrzebuję pomocy pańskich znajomych. - Obserwowanie, jak pani tańczy nago, dostarczyłoby niezapomnianych przeżyć. Mam nadzieję, że moje marzenie kiedyś się spełni. Odsunęła się od niego oburzona. - Proszę nie oczekiwać, że będę dostarczać panu rozrywki. - Usiłuję panią zachęcić... - Przepraszam, panna Gallant? Odwróciła się zaskoczona. - Tak... Ujrzała dużego, zwalistego mężczyznę. - Na litość boską, Kilcairn, przedstaw mnie. Hrabia łypnął groźnie na intruza, ale spełnił prośbę. - Daubner, to panna Gallant. Panno Gallant, William Jeffries, lord Daubner. - Belton założył się ze mną o dziesięć funtów, że nie odważę się z panią zatańczyć walca. Powiedział, że utarła mu pani nosa i że to samo spotka mnie. - Nie będę przedmiotem niczyjego zakładu - oświadczyła Alexandra. Lord Daubner uśmiechnął się, pokazując lekko krzywe zęby. - Podzielę się z panią wygraną. - Nie... - Umilkła nagle, dostrzegłszy pełen napięcia wyraz twarzy lorda Kilcairna. - Nie zabiorę panu wygranej, ale chętnie zatańczę z panem walca, milordzie - dokończyła z uśmiechem. - Co powie na to twoja żona, Daubner? - spytał hrabia bez śladu zwykłego cynizmu. - Zdaje się, że jest dosyć zaborcza. - Lady Daubner przebywa w Kent u chorej ciotki. Poza tym nie muszę mówić jej wszystkiego, prawda? Balfour zacisnął usta i uprzejmie skinął głową. Alexandra doszła do wniosku, że zachowuje się, jakby był zazdrosny. Dreszcz przebiegł jej po plecach. Lecz kiedy lord Daubner poprowadził ją na parkiet, uznała, że hrabia po prostu nie życzy sobie, żeby przyjaciele bawili się jego najnowszą zabawką. - Lucienie, bądź tak miły i przynieś mi ponczu - poprosiła ciotka Fiona słodkim głosem. - Nie - burknął, nie odrywając wzroku od guwernantki. Pewnie myślała, że da mu nauczkę, zostawiając go samego z harpiami, podczas gdy ona będzie się dobrze bawić, ale nic z tego. Skinął na kelnera. - Przynieś damom ponczu - polecił. - Słucham, milordzie. - Dziękuję, kuzynie Lucienie. - Wybaczcie na chwilę. To on miał zatańczyć walca z Alexandrą Gallant. Z posępną miną wypatrzył Lorettę Beckett, jedną z niewielu kandydatek, które jeszcze zostały na jego szybko kurczącej się liście. Podszedł do niej i ukłonił się dwornie. - Panno Beckett, wyświadczy mi pani zaszczyt? Dziewczyna dygnęła. - Z przyjemnością, milordzie. Tańczyła znośnie, a suknia w ciemnym kolorze podkreślała czerń włosów i kontrastowała z jasną cerą. Lucien tak manewrował w tańcu, żeby zbliżyć się do Alexandry i