Podał jej kieliszek z pełnym zaintrygowania uśmieszkiem.
- Może usiądziemy? Niech mi pani opowie, co ten hultaj właściwie zrobił. 12 Alec wrócił o czwartej, znużony i zniechęcony. Udało mu się wpisać na ostatnie wolne miejsce w turnieju wista, ale i tak nękał go zły nastrój. Jedyną szansą była teraz wygrana. Musi pokonać najlepszych karciarzy Anglii. Jeśli przegra, nie tylko Becky nie odzyska Talbot Old Hall, ale on również nie będzie się miał gdzie podziać. Musiał bowiem, prócz pięciu wygranych tysięcy, rzucić na szalę swój apartament u Althorpea i resztę umeblowania, włącznie ze wspaniałym, iście legendarnym już łożem. Zastawił to wszystko, by zyskać środki na drugą połowę wpisowego. No cóż, jeśli się powiedziało „A”, trzeba też powiedzieć i „B”. Zbyt późno doszedł do wniosku, że mógł się od razu pozbyć apartamentu i już wtedy odkupić Talbot Old Hall od Kurkowa, ale nim zamieszkał z Becky w Brighton, idea podobnej ofiary nawet mu nie zaświtała w głowie. Okazał się egoistycznym hultajem. Doprawdy, musi się ożenić, bo poświęcanie wszystkiego dla Becky stało się jego drugą naturą mimo ostatniej kłótni. Ciągle jeszcze stała mu przed oczami wymiana spojrzeń pomiędzy Evą a Kurkowem, gdy wchodził do domu. Stanowczo miał fatalny nastrój. Już sam fakt, że podczas balu musiał bez słowa pożegnania opuścić Forta i Draksa, ciążył mu na sumieniu. Nagle usłyszał śmiechy gdzieś na piętrze. Zatrzymał się, zaskoczony. Śmiechy dolatywały z jadalni. Alec szybko odkrył ich źródło. Becky i Rushford siedzieli sobie wygodnie przy stole, pili kawę, gawędzili tak poufale, jakby znali się od urodzenia, i zajadali pudding. Jego pudding! - Proszę, kogóż tu widzimy! - oznajmił Rushford nieco oskarżycielskim tonem. Rozpierał się u szczytu stołu. - Czyżby kac przestał ci dokuczać? - spytał wymijająco Alec. - To raczej ty masz się z czego tłumaczyć - odparował Rush. Becky niepewnie wodziła wzrokiem od jednego do drugiego. - Nie zjadłbyś puddingu? - odezwała się, jakby w nadziei, że w ten sposób zapobiegnie kłótni między nimi, a może nawet bójce. - Owszem, zostawiliśmy ci trochę, chociaż nie było to łatwą rzeczą. Panna Ward ma nadzwyczajny wprost talent do gotowania. Jego bogaty, utytułowany, przystojny druh uśmiechnął się do Becky porozumiewawczo. Alec poczuł, że rośnie w nim złość i zazdrość. - Owszem, wiem o tym. - Kto by pomyślał, że gotowanie może dać tyle satysfakcji? - spytał kpiąco Rush. Becky spuściła oczy,, z trudem powstrzymując śmiech. Jak śmieli się z niego natrząsać? Usiłował cmoknąć Becky w policzek, lecz się uchyliła i trafił w sam kącik jej warg. Spojrzała na niego srogo. - Gdzie tak długo byłeś? Bal dawno się skończył. Alec spojrzał na zegar. Do licha! Już po czwartej. Nic dziwnego, że tak go chłodno powitała. Co sobie teraz o nim pomyśli? Było wprawdzie bardzo późno, ale jeśli powodem gniewu Becky jest przypuszczenie, że spędził ten czas z inną kobietą, to jak ona sama śmie flirtować z Rushem, słynnym z odbijania przyjaciołom kochanek? - Pozwól na słówko, Nick - zaczął zimnym tonem. - Jak najchętniej. Panno Ward, przepraszam na chwilę. - Rush był bardzo uprzejmy względem Becky. Co za zmiana od czasu ich pierwszego spotkania pod domem Draxingera! Alec z przykrością uświadomił sobie, że Rush mógłby być jego rywalem, gdyby tylko zechciał. Becky dygnęła przed przyszłym markizem, a Rushford odwzajemnił jej ukłon. Alec gestem nakazał mu iść pierwszemu i nim się oddalił, ostentacyjnie wziął sobie odrobinę puddingu. Gdy weszli obaj do salonu, nie bawił się w grzeczności. - Trzymaj się od niej z daleka, Rush. Ona jest moja. Rush uniósł gęste, ciemne brwi i zaśmiał mu się prosto w twarz. - Nie bądź głupcem, Alec. Uspokój się. Nie zalecam się do twojej wybranki. - To moja przyszła żona!